Komentarze: 5
bez tematu i bez sensu. Urwałam sie z lekcji, trzasnęłam kilkakrotnie drzwiami, a w drodze autobusem do domu zabiłam co najmniej 9 osób wzrokiem. Do tego byłam całkowicie przemoknięta, więc musiałam wyglądać gorzej niż zwykle. Pół godziny przespałam, obudziło mnie donośne burczenie w brzuchu, z głodu. Powierciłam się jeszcze trochę, wstałam, znów się położyłam ( i tak co najmniej 20 razy). Po jakimś czasie do pokoju zakradła się mama, próbująca wybadać kto mi na odcisk nadepnął. Jej "nos dedektywistyczny" (jak to sama określiła) nie trafił jednak na żaden sensowny ślad. Dała mi wreszcie spokój po tym jak współnie uśmiałyśmy się z paradoksów życia i tej śmierdzącej (wg niej) białej myszki, którą kiedyś hodowałam. Mamusia stwierdziła nawet, że smród po niej do tej pory nie wywietrzał. Na obiad były frytki. Nie najadałam się tylko zapchałam.. a potem ..? Nawet nie pamiętam dokładnie.. A tak, całkowicie nieefektywnie i niewydajnie spędziłam czas na słuchaniu muzyki, siadaniu na krześle i wstawaniu, po to żeby się przejść po pokoju i usiąść na wersalce. Potem się tylko chyba snułam po pokoju, od czasu do czasu wyglądając przez okno z nadzieją na jakiś cud, który i tak nie nastąpił. Jak by tego było mało czuję się strasznie stara i zmęczona. Jeszcze jakiegoś smsa dostałam z przeprosinami od koleżanki właściwie niewiadomo za co. Dziewucha bierze sobie wszystko do serca i za dużo przeprasza. Aż mi się nie chce z nią obcować. W ostatnim czasie stałam się strasznie okropna, chociażby dla tego G. który jest strasznie płytki i ograniczony ( taki typowy burak [albo arbuz, jak to mówią parkowi punkowcy]). Tak więc bez skrupułów powiedziałam mu co o nim myślę to się chyba nawet obraził.. a może i nie? W każdym bądź razie stwierdził że jestem bez serca. Ja tam jestem raczej innego zdania, serce jest, tylko działa bardzo niepoprawnie i nierówno. Co ja się kurcze zrobiłam taka antyspołeczna? Wszędzie mi niedobrze, nigdzie nie pasuję i czuję się jakbym urodziła się w niewłaściwym czasie. Z tego wszystkiego chyba znowu schudłam. Co ja taka nieznośna jestem? I tak sobie uświadamiam że mój mózg (zwłaszcza ostatnio) służy tylko i wyłącznie do podtrzymywania czaszki. Właściwie to czuję się tak, jak bym chciała latać bez skrzydeł. Co podskoczę to zaraz spadnę... Albo muszę poszukać skrzydeł albo przestać podskakiwać. Ale znam siebie na tyle, że ani nie poszukam skrzydeł, ani nie przestanę podskakiwać. I błędne koło. Nie będzie działo się nic. Nie stanie się nic.
Never was and never will be!